Jakiś czas temu gruchnęła wieść o konwersji Ulfa Ekmana do Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Wiadomość o przejściu tego znanego pastora, kaznodziei i autora książek do innego kościoła była dla wielu zaskakująca. We mnie ożywiła przemyślenia dotyczące kościołów – podziałów i relacji między nimi. Od jakiegoś czasu rozważam bowiem różne zagadnienia związane z tym tematem. To posunięcie szwedzkiego duchownego dodało kolejny wątek do moich przemyśleń.

Przede wszystkim, skłaniam się do poglądu, iż Bóg nie dzieli ludzi według granic wytyczonych przez ludzkie władze (nawet kościelne), animozje, poglądy czy historyczne uwarunkowania. Innymi słowy, nie widzi katolików, baptystów, prawosławnych czy zielonoświątkowców. Widzi człowieka, który albo jest Jego dzieckiem, albo nim nie jest. Jest to perspektywa Królestwa Bożego, jakże różna od ludzkiej.

W związku z powyższym jest absolutnie możliwym, by na jednym nabożeństwie siedzieli obok siebie ludzie, którzy są dziećmi Bożymi i ludzie, którzy nimi nie są, mimo, że według ludzkiego porządku należą do tej samej organizacji religijnej (kościoła). Co więcej, jest absolutnie możliwym, aby dzieci Boże uczęszczały do różnych – z ludzkiego punktu widzenia – kościołów, ciągle będąc dziećmi tego samego Boga.

Jak to możliwe? To kwestia serca, czyli tego, czy dany człowiek oddał swe życie Chrystusowi i jest tej decyzji wierny, czy też nie. To kwestia obecności Ducha Świętego we wnętrzu człowieka, bo dzieci Boże rozpoznaje się po zamieszkiwaniu w nich tego Ducha (por. Rzym. 8:9.14 i inne), i owocu, który wydają.

Jak to rozsądzić? Nie osądzać. Zostawić osąd Bogu. Zgodnie z przypowieścią z Ewangelii Mateusza 13:28-30 pszenica i kąkol mają rosnąć razem. Żniwa pokażą, kto kim jest. (Podobny wydźwięk ma podobieństwo z Ew. Mateusza 13:47-50). Gdy człowiek próbuje tu samodzielnie ingerować, np. rozpoznać, kto jest „prawdziwym kościołem”, powoduje tylko szkody (por. Mt. 13:29).

Pojawia się jednak pytanie: „Czy obecny podział Kościoła na denominacje jest potrzebny i słuszny?”. Tego podziału nie da się zlikwidować. Tkwi swoimi korzeniami zbyt głęboko w ludzkim porządku i mentalności. Zbyt wielu ludzi musiałoby zmienić zbyt wiele, przyznać się do niektórych złych praktyk, zrezygnować ze swoich racji i argumentów. A to niemożliwe!

Chrześcijanie potrzebują lokalnego kościoła, w którym będą mogli karmić się, wzrastać, uczyć Drogi Pańskiej i służby dla Boga i bliźnich. Muszą dokonać wyboru, do jakiej lokalnej wspólnoty chcą uczęszczać; która z nich jest ich duchowym domem. Wybór ten powinien być całkowicie wolny od wrogości wobec innych kościołów.

A co jeśli dokonają wyboru takiego jak Ulf Ekman? Dla wielu chrześcijan z ewangelikalnych kościołów taki wybór jest nie do pomyślenia. Rozumiem to stanowisko, bo i dla mnie Kościół Rzymsko-Katolicki jest „mistrzem” eklektyzmu, czyli łączenia różnych form, czy prądów, w tym przypadku tego, co biblijne z tym, co z Pismem Świętym nie ma nic wspólnego. Niemniej, zdaję sobie sprawę, że i w tej denominacji są ludzie, którzy są dziećmi Bożymi. Bóg udziela swej łaski i katolikom z prostego powodu: bo ich miłuje. To Jego suwerenna wola.

Konkluzja z tego płynie taka, iż w każdym kościele chrześcijańskim są dzieci Boże. Nie nam osądzać ich decyzje bycia w takiej czy innej denominacji. Apostoł Paweł napisał: „…każdy z nas za samego siebie zda sprawę przed Bogiem. Przestańmy się więc osądzać! Raczej zastanówmy się, jak nie dawać bratu powodu do potknięcia lub wywołania skandalu” (Rzym. 14:12-13, NP).

Pastor Jacek Gromadzki