“Pan przemówił do mnie słyszalnym głosem:
– Głoś ewangelię.
– Ależ, Panie, ja nie umiem przemawiać, odpowiedziałem.
Dwie noce później miałem sen. Widziałem anioła z łańcuchem w ręku. Łańcuch przymocowany był do drzwi tak wielkich, że zdawały sie wypełniać niebo. Kiedy anioł pociągnął za łańcuch i drzwi otworzyły się, ujrzałem stojące za nimi wielkie tłumy ludzi, ciągnące się aż po horyzont. Wszyscy szli w kierunek ogromnej, głębokiej doliny, którą było piekło. Tysiącami wpadali do ognia. Ci w pierwszych rzędach próbowali powstrzymać pochód, jednak tłum spychał ich prosto w płomienie.
Ponownie Pan przemówił do mnie: Jeżeli nie będziesz głosił ewangelii, uznam cię winnym za ich los.”
(źródło: “Namaszczenie”, Benny Hinn)
Tekst sam w sobie ma ogromny przekaz. Czytając go, uświadomiłam sobie, że nie będzie dla mnie usprawiedliwienia za to, że przechodziłam obojętnie obok ludzi, których Pan postawił na mojej drodze. On dał mi kompletne wyposażenie do głoszenia ewangelii z mocą. I choć czasem wydaje się nam, że słowa, które wypowiadamy nie robią na danej osobie wrażenia, to tak naprawdę nie wiemy, co dzieje się w sercu tej osoby i jak to słowo będzie w niej pracować. Nie wiemy, co Duch Święty w niej zrodzi. Ważne jest to, czy my jesteśmy gotowi wykonać to, czego Bóg od nas oczekuje. Możemy spojrzeć na głoszenie ewangelii po ludzku: Ja nie mogę. Ja nie potrafię. Wstydzę się. Jąkam się. Nie potrafię składać logicznych zdań. Możemy również posłuszni Bożemu Słowu spojrzeć na to jak na misję, z jaką posłał nas Bóg: Idź, a ja zrobię resztę. Wybór należy do nas. Tylko czy jesteśmy świadomi i gotowi na konsekwencje nieposłuszeństwa?
Iza Ł.