Od kilku miesięcy czekali na mnie z utęsknieniem, jednak gdy już ustaliliśmy datę mojego przyjazdu, ich oczekiwanie przybrało postać niecierpliwego wyczekiwania. Gdy dotarłam do nich szarym popołudniem tego listopadowego dnia, na progu domu przywitały mnie trzy pokolenia – moi przyjaciele, ich rodzice i ich czteroletnia córeczka. Nareszcie jestem! On zajął się moimi bagażami (jak zwykle zbyt ciężkimi jak na tak krótkie odwiedziny), ona podała pyszną zupę pomidorową z bazylią i czosnkiem, a owa czteroletnia słodycz uraczyła mnie feerią swoich cudownych dziecięcych uśmiechów. Tak, to jest mój drugi dom…
Jadąc znad morza na Zagłębie, rozmyślałam o wszystkich “perełkach” łączących mnie z moimi przyjaciółmi. Te wszystkie wspólne wieczory spędzone na rozmowach ważnych i tych mniej ważnych, wspólne książki, płyty, filmy (ach ta “Amelia”!), a te spacery po kołobrzeskiej plaży, podczas których zdawaliśmy się być jedno z piaskiem i morzem…
Jest coś magicznego w głębokiej przyjaźni. Godzinami możemy opowiadać sobie te same historie, które rozweselają nas z taką samą siłą jak lata wstecz, potrafimy spędzać ze sobą niemalże 24 godziny na dobę, nie odczuwając znużenia czy zniecierpliwienia, śmiejemy się razem i płaczemy, wzruszamy i zachwycamy na nowo wszystkimi wspólnie przeżytymi chwilami.
Każda godzina spędzona w gronie przyjaciół wydobywa szczere i gorące dziękczynienie z najgłębszych pokładów mojej duszy i serca, dziękczynienie dla Stwórcy, który nie stworzył nas pojedynczymi wyspami porozrzucanymi po bezkresnym morzu, tylko łączy nas z ludźmi, którzy są nam ostoją, bezpiecznym portem, do którego możemy zawinąć w chwilach burz i szkwałów, z ludźmi, którzy są naszym pokładem radości oraz pokoju, źródłem prawdziwej, głębokiej przyjaźni.
Za to, że i przyjaźń włożyłeś w serca nasze, dziękuję Ci Panie…
ewe.a