Dziś są moje urodziny. Obudziwszy się o świcie, przetarłam zaspane oczy w kolorze nadziei, dziękując za ten cudowny grudniowy poranek. Słońce, równie zaspane jak ja, zaglądało przez okno mojej sypialni, rozbudzając moje ciało. Tak! Dziś będzie cudowny dzień! Ciekawe czy mój TATA w niebie zdmuchnie świeczkę na moim niebiańskim torcie? I ciekawe jaki smak będzie miał ten tort? Rozkosznie migdałowy? Aksamitnie pistacjowy? Szampańsko czekoladowy? Tort z trzydziestoma trzema świeczkami… Chwilą zdaje się moje życie, a czymże ono jest w obliczu wieczności z moim Stwórcą…
Dziękując za kolejny darowany dzień, zastanawiałam się jaki prezent urodzinowy dostanę od TATY. Bo przecież On musi pamiętać o moich urodzinach, prawda? Cała w oczekiwaniu, wyszłam z domu na otulony szronem świat. Po zewnętrznej stronie moich czterech ścian, świątecznie przystrojonych w kolorach turkusu i złota, czekał na mnie mroźny niedzielny poranek. Przemierzając puste ulice mojego uśpionego jeszcze miasta, uśmiechałam się do siebie w tym dziwnym nastroju radości i spełnienia. Mama obdarowała mnie słodkościami i życzeniami, by po chwili szepnąć mi do ucha: „Zobacz córciu, pada śnieg”. Wyjrzałam za okno. Tak, padał śnieg. Śnieżnobiałe płatki leniwie i wręcz majestatycznie opuszczały niebiosa, by delikatnym muśnięciem dotknąć ziemi. Uśmiechnęłam się i powiedziałam, że to prezent dla mnie. Pierwszy grudniowy śnieg w prezencie od Stwórcy… Lepszego prezentu nie mógłbyś wybrać dla mnie TATO.
Szeptem wypowiedziałam dziękuję…
ewe.a