„Był przywiązany do Pana i nie odstępował od Niego.” (II Król. 18:6a)

W 2007 r. zdobyłam Gerlach, najwyższy szczyt Tatr. Zdaję sobie sprawę, iż dla niektórych to żaden wyczyn. Marne 2655 m n.p.m. Dla mnie było to jednak mistrzostwo świata. Tego lata pierwszy raz wędrowałam po Tatrach Wysokich i od razu wspięłam się najwyżej jak się dało. No tak – cała ja…

Zdobycie tego szczytu w pojedynkę jest niemożliwe. Na Gerlach nie prowadzi żaden oznakowany szlak turystyczny, a nawet najbardziej szczegółowe opisy w różnych źródłach nie wystarczą, aby zorientować się w terenie. Na szczyt dojść można jedynie z przewodnikiem. To on poprowadził naszą ekipę amatorów górskich przygód do celu i zapewnił bezpieczny powrót.

Przed pierwszym etapem naszej wspinaczki taternik pomógł nam założyć uprzęże, związał nas liną oraz przekazał kilka cennych wskazówek. Wiązała nas tzw. krótka lina, oznaczająca 2 metry odstępu pomiędzy naszą czwórką. Taki sposób wiązania – zapożyczony od przewodników alpejskich – umożliwia dosyć bezpieczne i szybkie poruszanie się z asekuracją. Przywiązani do naszego przewodnika i do siebie nawzajem dotarliśmy bezpiecznie na szczyt i równie bezpiecznie powróciliśmy do schroniska. Zmęczeni, ale jakże dumni, strudzeni, ale jak rozentuzjazmowani!

images_gerlach2

Bez przewodnika nie dalibyśmy rady, zaś lina, która nas łączyła, zapewniała bezpieczeństwo i nie pozwalała na oddalenie się od niego.

Dziś obraz ten ujął i zachwycił moje serce. Przywiązać się do Pana. Przywrzeć do Niego. Przylgnąć całą duszą. I nie odstępować. Dać się prowadzić Temu, który zna drogę i pozwolić, by to On prowadził bezpiecznym szlakiem do domu…

ewe.a